Miłość a neurobiologia
Wszyscy znamy powiedzenie, że miłość jest jak najlepszy narkotyk. Jakkolwiek złowieszczo może to brzmieć, jeśli spojrzymy na sprawę z punktu widzenia fizjologii mózgu, jest to bliższe prawdy niż może się wydawać. W mózgu, jako naczelnej części nas, która unifikuje wszelką percepcję w spójnie doświadczane wydarzenie, miłość jest swoistą grą neuroprzekaźników. Jak wszystko w tej około trzy kilogramowej masie neuronów, uczucie miłości pod względem chemicznym opiera się na odpowiedniej proporcji substancji. Spójrzmy na to bliżej, rozłożywszy sprawę romantycznej miłości na następujące fazy:
- Zauroczenie
Gdy tylko uderzy nas strzała amora, mózg przechwyca obowiązki, wydzielając duże ilości dopaminy. Dopamina, zwana powszechnie hormonem szczęścia, odpowiada za wrażenie motylków w brzuchu. Jest jej dużo, mózg dosłownie pławi się w niej. Dlatego czujemy się swoiście uskrzydleni i wysyłamy pozytywne wibracje.
- Zaloty
Gdy panie wybierają z szaf najlepsze zestawy ubrań, a panowie strzygą brody, rozpoczynają się wzajemne zaloty. Romantycznym randkom patronuje mózg, który, jak dobry zarządca, wysyła ciału sygnały, że dzieje się coś dobrego i że warto to podtrzymywać. Ten rodzaj ekscytacji, gdzie występuje szybsze bicie serca na widok danej osoby, pocą się dłonie a na twarzy pojawia się rumień, to „wina” hormonów kory nadnerczy – adrenaliny oraz neuropepetydów takich jak norepindefryna i epinefryna. Są to właśnie biologiczne odpowiedniki wspomnianych wcześniej narkotyków. Dodatkowo norepinefryna wzmaga namiętność i obsesję. To sygnał od mózgu – kontynuuj to, co robisz.
- Zakochanie się
Wtedy, gdy człowiek przepadł na dobre. Wzdycha i tęskni, nie panuje nad sobą, pałeczkę w mózgu przejął tzw. układ nagrody, część układu limbicznego odpowiedzialnego za przeżywanie silnych emocji. Co ciekawe, ten sam układ nagrody jest bardzo silnie aktywowany przy przyjmowaniu kokainy. Można powiedzieć, że mózg nagradza i chwali zachowanie swojego właściciela, podtrzymuje jego działania. To mechanizm ukształtowany w procesie ewolucji. Takie sprzężenie powoduje, że dużo chętniej angażujemy się w relacji miłosne, a stąd prosta droga do ewolucyjnego sukcesu i powielania genów w postaci potomków.
- Świat widziany przez różowe okulary
Kontynuacją aktywacji układu nagrody jest wyłączenie innej części układu limbicznego – ciała migdałowatego. Ponieważ ta niewielka, aczkolwiek bardzo prężnie działająca struktura jest źródłem lęku, strachu i wyczulenia na zagrożenie, na skutek odstawienia jej na bok, widzimy ukochaną osobę jako idealną, pozbawioną wad, w samych superlatywach.
- Przywiązanie
Naturalnie konsekwencją wspólnie spędzanego czasu jest wykształcenie się między ludźmi przywiązania. Tutaj chemicznie patrząc, długofalowe działanie wykazuje oksytocyna. Ten neurohormon, dotychczas niedoceniany przed badaczy, okazuje się być bardziej wpływowy na nasz mózg niż dotychczas sądzono. Nazwano go hormonem miłości, a produkowany jest dalej w układzie limbicznym, ale tym razem w podwzgórzu. Najwięcej wydziela się go, np. w czasie orgazmu, jednak produkowany jest również w mózgach matki i jej niemowlęcia w czasie karmienia piersią. Z pomocą oksytocyny formuje się zaufanie, zobowiązanie i chęć współpracy.
- Stabilizacja
Dla pary głęboko do siebie przywiązanej i w ustabilizowanym związku, mózg przestawia się na bardziej wydajne i stabilne źródła gratyfikacji. Skany mózgu wykazują wysoką aktywność struktury zwanej gałką bladą, umiejscowionej głęboko w części podkorowej mózgowia. Jest to centrum bogate w oksytocynę i wazopresynę, które w połączeniu przyczyniają się do powstania monogamii i wierności. Tutaj też kończy się koło porównania miłości do działania narkotyków.
Być może po powyższej lekturze widać wyraźniej, dlaczego ludzie tak poszukują i tęsknią za miłością. Jesteśmy biologiczne zaprogramowani, aby odczuwać radość z jej powodu, a nasz mózg celowo nas utwierdza w trwaniu w tym stanie.